Mam nadzieję, że podoba wam się nowy wygląd bloga i ścieżka dźwiękowa :) Zapraszam na kolejny rozdział.
***
Chciał
zobaczyć to na własne oczy. Słyszał wybuch, nawet przez chwilę jego oczy
widziały tą wielką błękitną kulę czystej energii, która teraz zmniejszyła się
ale nadal istniała, złowroga i dziwnie klaustrofobiczna. Leciał bez
opamiętania, głuchy na krzyki innych. To było nieodpowiedzialne, mógł zginąć. Nie
wiedział co zastanie w miejscu wybuchu. Ale nie myślał o tym, nie to było
najważniejsze. Nie miał w sobie miejsca na złość, smutek, czy żal. Nie myślał o
nikim innym tylko o swojej ukochanej i rozpierała go miłość. Ona była jego
motorem, to Ona sprawiała, że się nie załamał. Wielka, niczym nieograniczona
miłość.
Pamiętał bardzo zimny wiatr,
szczypiący nawet Jego w nos i uszy. Czuł swoje skostniałe palce u rąk i stóp.
Widział swój oddech w postaci białego obłoczka wydobywającego się z ust. Jego
ciałem wstrząsały dreszcze a zimne powietrze świszczało w płucach. Wiedział, że
nie może lecieć, a może nie wiedział tylko tak mu się wydawało? Pamiętał
fizyczne odczucia, ale nie mógł sobie przypomnieć co myślał. To było jak
odurzenie. Zupełnie jakby nagle dostał czymś bardzo ciężkim w głowę. Nie
pamiętał po co szedł, czemu się tak śpieszył, ale doskonale wiedział, że wiatr
który kiedyś był jego sprzymierzeńcem, teraz za wszelką cenę chciał powstrzymać
go od zrobienia jeszcze jednego kroku. Czuł jak rozpada się na kawałki. Rozum
już wiedział, oczy widziały, ale serce nie chciało uwierzyć...
W samym środku kuli stworzonej z
wiatru i śniegu panowała wichura czarnego piasku, która nijako oddzielała go od
ukochanej, ale widział ją. Była cała, zastygła w pozie heroicznego oddania, z
dłońmi uniesionymi delikatnie w górę i stanowczą miną. Zupełnie tak samo piękna
jak zawsze, tylko bardziej nierealna, jakby była szklaną lalką. Wytężył wzrok i
zrobił jeden krok, potem drugi i jeszcze jeden.
Kiedy zorientował się na co patrzy, przestał czuć wszystko prócz swojego
rozszalałego serca, które niczym młot tłukło się o jego żebra. Z każdym jego
uderzeniem bolało coraz bardziej. Nie był w stanie powiedzieć co czuje
zewnętrznie jak i wewnętrznie. Kiedy poniósł dłoń do policzka ze zdziwieniem
zauważył, że płacze. Czemu płakał? Ona nie umarła...
Po tygodniu od śmierci Mroka
większość zwołanych ludzi wyjechała. Składając jeszcze słowa otuchy w ręce Anny
lub Jack'a, jeśli ten jakimś cudem oderwał się od ukochanej. Nikt nie miał
odwagi iść do Elsy. Podziwiali ją, niektórzy uważali, że jej czyn był szalony.
Ale nie byli gotowi by spojrzeć na nią. Nieruchomą, wiecznie żywą a jednak nie
żyjącą. Piękną bohaterkę, pokrytą idealnie cienką i perfekcyjnie niezniszczalną warstwą lodu.
Nikt nie chciał powiedzieć Annie i Jack'owi, że mało prawdopodobne jest to, że
ona jeszcze, żyje. Nikt, nawet Mikołaj, nie miał odwagi zabrać im ostatniej
kropli nadziei.
Anna martwiła się o Jack'a o ile
ona znajdowała pocieszenie w ramionach ukochanego to on nie szukał u nikogo
pomocy i z dnia na dzień stawał się coraz bardziej oszalały. Ona była pewna, że
jej starsza siostrzyczka żyje i była pewna też, że Jack wierzy w to równie
mocno co ona. Ale kiedy ona powoli doprowadzała siebie do stanu używalności i
stałości psychicznej. On powoli przenosił coraz to nowe księgi do stup Elsy,
cały czas z nią rozmawiając i szukając sposobu by ją ożywić. Nie jadł, nie
spał. Musieli zmuszać go do każdej normalnej ludzkiej czynności. Anna chciała
mu pomóc, tak bardzo jak tego pragnęła
tak bardzo była przykuta do łóżka. Nie widziała sensu w kłóceniu się z opinią
innych, bo sama nie czuła się na siłach, żeby wstać i iść do siostry.
Nikt nie miał pojęcia, że
dojście do ukochanej za każdym razem robi się coraz trudniejsze. Czuje, że to
go powoli zabije, nogi powoli odmawiają mu posłuszeństwa. Coraz dłużej musi
odpoczywać u jej stóp żeby powiedzieć jej cokolwiek normalnym głosem. Siedzi
tam całymi dniami, czasem nocami i wie, że o wiele szybciej szukał by
informacji gdyby siedział w bibliotece, ale nie może. Kocha ją tak mocno...
-Jeśli
kiedyś zamienisz się w cholerny pył i nie zdążysz powiedzieć do mnie ani słowa
przysięgam, że cię zabiję! Słyszysz?! Znajdę cię i zabiję! Nie możesz mnie tak
zostawić, nie tak...- Czasem tak wyglądały ich rozmowy, on krzyczał a później
płakał u jej stóp. Chwilę potem z jeszcze nie zastygłymi łzami na policzkach
zaczyna szukać bez opamiętania w księgach. Musi coś znaleźć to jedyne czego
jest pewien w takich chwilach.
-Błagam cię.
Musisz się obudzić! Wiem, że mnie słyszysz. Kocham cię. Elso proszę. Możesz
niczego nie pamiętać do choler, ale wróć! Nie dla mnie ale dla swojej siostry.
Dla Anny. Błagam cię.- Płakał, błagał prosił i modlił się. To były dwa stany
które napadały go niespodziewanie w jej obecności. Czasem na nią patrzył.
Równie często po prostu opowiadał jej co się dzieje. Nikt inny nie mógł
przedostać sie do Elsy.
-Wiesz, że
Anna jest naprawdę osłabiona. Prawie nie może się ruszać. Naprawdę jesteś jej
potrzebna. Nie powiedziałem Ci najważniejszego. Zostaniesz ciocią. Będziesz
wspaniałą ciocią. Mam nadzieję, że wrócisz do nas zanim dojdzie do rozwiązania.
Anna nie chce wybierać imienia bez c-ciebie. Widzisz znowu się rozpłakałem.
Ostatnio zrobiłem się miękki. Ale to nic. Chcę tylko, żebyś do mnie wróciła.
Żebyś wróciła do Anny. Kocham cie.- Czasami się załamywał, ale szybko się
otrząsał. W pewnym sensie czuł się dziwną, egoistyczną satysfakcję z tego, że
tylko on może przebywać przy Elsie.
Bał się jej dotknąć, wyglądała
na taką delikatną, taką kruchą i nierealną. Czasem śniło mu się, że do niego
przychodzi, przytula go patrząc smutnym wzrokiem pełnym miłości. Nic nie mówią
tylko się tulą do siebie. Jack nigdy nie chce jej puszczać, w jego mniemaniu
mógłby już nigdy się nie obudzić byleby tylko po prostu z nią być, czuć jej
dotyk. Nie musiałby z nią nawet rozmawiać. Czasem, kiedy nie mógł niczego
znaleźć, niczego co dawałoby mu nadzieję, że Elsa jednak się obudzi, chciał,
pragnął całym swoim sercem usnąć i nigdy, nigdy się nie obudzić. Nie w
rzeczywistości gdzie jej nie ma. Kiedy natomiast budził się ze snu w którym ona
była, płakał, bardzo długo. Nie chciał sie budzić, tak bardzo nie chciał. Przez
długie minuty a czasem nawet godziny nie kontaktował.
Jego dusza i ciało nie
współgrały ze sobą, bo jakby mogły, kiedy jego dusza, całe jestestwo było
zakute w lodzie. Tak blisko niego zaledwie na wyciągnięcie dłoni...
Czasem nawiedzały go okropne
myśli. Nie chciał myśleć nimi, brzydził się nimi i bał się, że mogą okazać się
cholerną prawdą. Stał wtedy przed Nią i po prostu patrzył. Zastawiał się co Ona
o nim myśli, czy ma go za tak wielkiego egoistę za jakiego on się uważa, czy
może brzydzi się nim bardziej niż on sam. Bo jak niby, może siebie uważać za
nieszczęśliwego człowieka, skoro to Ona jest unieruchomiona, to Ona nie może
nic do niego powiedzieć. Wtedy gdy takie myśli go nawiedzają, przez chwilę, ale
tylko przez chwilę, nawiedza go ta okropna, ohydna myśl, że może Ona wolała by
nie żyć...
Siedział w swoim pokoju, nie
miał, żadnej ochoty wstać. Czuł, że właśnie dotarł do jakiejś granicy swojej
wytrzymałości. Codziennie rano budził się zapłakany. Wstawał, jadł śniadanie,
które smakowało jak piasek, wynosił książki z biblioteki, przedzierał się przez
tą dziwną kulę śniegu i czarnego piachu, krzyczał, płakał, błagał i modlił się.
Szukał w księgach, płakał. Modlił się. Rozmawiał z nią. Płakał. Załamywał się.
Szukał. Płakał. Zbierał w sobie siłę. Krzyczał. Błagał. Mdlał ze zmęczenia.
Budził się zapłakany. Szukał. Szedł na kolację, dopiero wtedy, gdy ktoś
próbował się dostać do niego ryzykując własnym życiem. Jadł. Czasem się mył.
Kładł się. Płakał. Zasypiał. Budził sie zapłakany. Tak było dzień w dzień,
zachowywał się według określonego schematu, czasami tylko zmieniając kolejność
różnych czynności. Dzisiaj było inaczej. Nie chciało mu się wstać. Zastanawiał
się czy Anna go znienawidzi za to, że zostanie w domu. Wiedział, że zawiedzie
Elsę, ale nie był w stanie nawet ruszyć palcem. Patrzył się w sufit i myślał o tym ile osób w tym
momencie zawodzi, ale nie mógł nic z tym zrobić. Dopiero świtało. Nie podniósł
się, kiedy usłyszał pukanie do drzwi, nawet nie jęknął. Nie chciał by
ktokolwiek był światkiem jego słabości. Przez jego ciało co chwilę przechodziły
zimne dreszcze, strachu i upokorzenia. Nie rozumiał siebie, jak może tak
wszystkich zawodzić.
-Jack?- Do
pokoju wszedł postawny blondyn. Białowłosy nie zaszczycił go nawet spojrzeniem.
Kristoff usiadł na łóżku i poklepał go "po bratersku" po głowie.
Wydawać by się mogło, że chłopak nie może być osobą, która pociesz innych w
chwilach załamani, ale to właśnie on wypowiedział słowa, które postawiły Jack'a
na nogi. I nie były to słowa pocieszenia, ani nawet krytyki. Było to błaganie o
pomoc, coś, co było prawdą, ale Jack, nie chciał już więcej odpowiedzialności.
Blondyn powiedział.- Wstaniesz teraz. Zjesz marne śniadanie i pójdziesz do
Elsy. Nie obchodzi mnie jak marnie się czujesz teraz, bo wiem, że jeśli
będziesz tak leżał pogrążysz się w tej swojej cholernej pustce. A na to nie
mogę pozwolić, bo ona jest gorsza od śmierci i jak pochłonie ciebie, to jestem
pewien, dotknie też Anny. Nie zamierzam do tego dopuścić. Ona nie stara się
dotrzeć do siostry tylko dlatego, że wie, iż TY dotrzymasz JEJ towarzystwa,
tylko dla tego jeszcze zachowała zdrowy rozsądek! Myślisz, że tylko ty
cierpisz?! Przepraszam to nie jest ferr, ale na twoich barkach spoczywa zdrowie
psychiczne mojej żony i nie mogę nic z tym zrobić. Po za tym pamiętaj, że skoro
nie ty i nie Anna będziecie mieli nadzieję, to kto mam mieć? Zastanów się tym.-
Jack pierwszy raz widział, żeby chłopak płakał i nawet nie starał się tego
ukrywać. Pokiwał lekko głową i dopiero kiedy blondyn wyszedł zdobył się na
odwagę i spróbował wstać. Był smutny, oczy szczypały od zbierających się w nich
łez, ale pojawiła się też jeszcze większa determinacja, to uczucie rozpierało
go od środka. Umył się. Zjadł jałowe śniadanie w swojej sypialni i poleciał do
Ukochanej. Tym razem coś się zmieniło, na lepsze. Nie było już płaczu.
Wiedział, że wszystko będzie dobrze. To jedyna opcja, nie widział innych i nie
chciał widzieć. Patrzył na Jej twarz, w jej piękne oczy i odzyskiwał nadzieję.
Nie miał pojęcia dlaczego dopiero słowa męża Anny tak na niego podziałały, bo
przecież wiedział o tym od dawna. Po prostu przez chwilę musiał się załamać, to
było nieuniknione. Upadł, ale teraz wstał jeszcze silniejszy.
-Słuchaj no
kochanie.- Powiedział z determinacją.- Obudzisz się prędzej czy późnie i nie
będzie mnie obchodzić co na to powiesz wyjdziesz za mnie. Będziemy razem
szczęśliwi...- Uśmiechnął się lekko i wziął do rąk kolejną księgę.- Zamieszkamy
razem i będziemy szczęśliwi!- Był zachwycony tą wizją. Praca szła mu jeszcze
szybciej, co chwilę dorzucał jakieś niepowiązane z niczym konkretnym zdanie,
które dotyczyło ich przyszłości. Pod koniec dnia doszedł do momentu, gdzie
mówił.- A nasze wnuki będą słodziutki i będziemy je rozpieszczać.
Wstąpiła w niego nadzieja. Tak,
czasem płakał, tak głośno, że był pewien przebił ten szalejący głośno wokół
czarny piach, ale już się tym nie przejmował. Bo to nie były łzy słabości. Nie
był słaby. Można było powiedzieć o nim wszystko, ale nie to, że był słaby. On
płakał, nie z rozpaczy. Płakał ze zniecierpliwienia, bo nie mógł doczekać się
momentu kiedy Elsa przytuli go naprawdę.
Po raz setny powtarzał sobie w myślach jak bardzo Ją kocha. Wiedział, że to się
nigdy nie zmieni. Ona była jego drugą połówką, żadna inna połówka nie będzie
pasowała ani do Niej ani do Niego. Wiedział, że jest Tą jedyną. Ich miłość nie
przeminie. Naprawdę zamierzał się jej oświadczyć, to nie były puste słowa.
Przed jej aktem heroizmu, nie myślał nawet o swojej przyszłości, kiedy żyło się
tak długo to nie miało znaczenia, ale teraz, kiedy już wie jak cienka linia łączy
ich wieczność od nicości. To całkowicie zmieniło jego punktu widzenia. Uśmiechnął
się patrząc w jej oczy. Tak bardzo Ją kochał, mógł Jej to powtarzać miliony
razy, w myślach, na głos, na jawie, we śnie. Za każdym razem jednak nie nabierały
one więcej znaczenia, bo już po raz pierwszy, kiedy je wypowiedział miały one
prawdziwie wielką wartość, bo były szczere płynące z głębi serca.
*w* Jack taki romantyczny ... teraz tylko czekać kiedy Elsa się obudzi :3
OdpowiedzUsuńTaki klimatyczny rozdział... Czekamy na Elsę ^.^ Dobrze, że ostatecznie Jack nie popadł w paranoję tak do końca.
OdpowiedzUsuńAnia
Świetny rozdział w sam raz na cudne rozpoczęcie ferii.
OdpowiedzUsuńAnimka
Łaaaa. Z okazji rozpoczęcia Ferii życzę tobie, sobie i wszystkim tym którzy mogą od dzisiaj cieszyć się wolnym, wspaniałych, magicznych, pełnych fantastyki i przyprószonych śniegiem ferii. :) ^^
UsuńOjej... na miejscu Elsy zaczęłabym się bać... Frost nie rzuca słów na wiatr! :-)
OdpowiedzUsuńHej. Jeszcze raz ja... zaspamuję, nie zdziwię się jeśli usuniesz ten komentarz ... ale zapraszam na nowo otwartego bloga o Jelsie i kiepskim szablonie ( moje zdolności z zakresu grafiki...)
OdpowiedzUsuńhttp://snieznahistoriajelsafanfiction.blogspot.com/
( Opowiadane z perspektywy Jack' a )
*o* Super notka :D Mam nadzieję, że Elsa szybko się obudzi i będzie wszystko pamiętać ;) czekam na kolejną notkę ;]
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny, czasu wolnego dla bloga i twórczej pasji ;)
dopiero niedawno tu trafiłam i czekam ^^
OdpowiedzUsuńTwój blog jest wspaniały. Uwielbiam go.
OdpowiedzUsuńMoże wiesz kiedy już bd next? To może nie bd zaglądać tutaj jak wariat xd
OdpowiedzUsuńWcześniej niż, za tydzień, rozdział się nie pojawi. Przykro mi, ale mam teraz napięty grafik ^^ Będę kierowcą. W wolnym tłumaczeniu pakuję tyle godzin nauki jazdy ile się da bo są ferie i mogę :) ( no musiałam się pochwalić, że uczę się jeździć ) Także ten... no... postaram się dodać za tydzień. :)
UsuńPowodzenia ;-) Ale ja i tak będę tu codziennie wchodzić. Tak na wszelki wypadek... =D
UsuńCzekam na next-a i mam nadzieje ze Elza sie obudzi
OdpowiedzUsuńInformuję, że nominowałam cię do LBA
OdpowiedzUsuńWięcej szczegółów tutaj :
http://jackielsaloveisneverending.blogspot.com/
PS : mogłabyś wpaść i poczytać ? Może ci się spodoba ? Opowiadanie również o Jelsie. :* Jeśli nie to przepraszam.
Nominowalam cię do LBA!
OdpowiedzUsuńWięcej u mnie: http//jelsa-czylisyrenaistraznik.blogspot.com
Kiedy napiszesz kolejny rozdział?
OdpowiedzUsuńKiedy 16? Błagam, to opko jest szuper. <3
OdpowiedzUsuńCholera gdy jack mówi romantyczne rzeczy lub się uśmiecha lub ja całuje lub inne takie rzeczy to mi dziwnie w brzuchu (w dobrym sensie ) :3 wiec do cholery ONA MUSI SIĘ OBUDZIĆ TO JA COE BŁAGAM :((( bo wtedy będę smutna :C I to bardzo :C będzie mi go szkoda ze ja stracił lecz jeżeli tak nie będzie to JA CI MÓWIE ! ZNAJDĘ CIĘ DO CHOLERY I ZMUSZĘ ! ^^ <3 jackkkkk dasz radę ja to wiem ^^ zrób to dla siebie DAJESZ JESTEŚMY TU DO CHOLERY :P P.S sorka za słowa :3 -fanka Jacka i elzy ^^ ^^
OdpowiedzUsuńJestem za. Czekam na 16 rozdział już 2 tyg ;CC Eh! Jak ona umrze to moje szczęście też. :C
UsuńCzekam na nowy rozdział bo piszesz wspaniale.
OdpowiedzUsuńWeny :)
~Ani~
Cześć jestem tu od nie dawna ale tak sie wczytałam :3
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadanie jest mega i już nie moge doczekać sie nastepnego rozdziału :*
Kocham <3 <3 <3
Przepiękny! Aż mi się płakć zachciało!
OdpowiedzUsuńNominowałam cię do LA! Szczegóły na:
OdpowiedzUsuńemillyhogwarts.blogspot.com