No, nie myślałam, że kiedykolwiek to zrobię, ale nie mam serca tego dłużej ciągnąć. Wiem, że na pewno was zawiodę, ale nic na to nie poradzę.

ZAWIESZAM TEGO BLOGA

Czy to znaczy, że historia zostanie nie zakończona?
Nie.

Piszę aktualnie inne opowiadanie na Watt i jestem nim zajęta na 1000% od razu mówię, że jeśli pojawi się kontynuacja to nie na tym blogu, ale na pewno was poinformuję.

Myślę, że nie ma sensu pisać tego dalej, kiedy tak naprawdę nie pamiętam co się działo, zakończę opowiadanie, które pisze teraz i zacznę poprawiać to po czym napiszę nie łudźmy się kilka rozdziałów zakończających tę historię.
    Wiem, że mam długie przerwy, ale wybrałam bardzo trudny kierunek studiów, wena też już nie ta, a nie mam zamiary wrzucać wam tutaj, przepraszam za wyrażenie, gówna. Staram się czytać to co piszę i nie popełniać błędów, ale musicie wiedzieć, że często, jeśli szybko piszę, mylę literki. Dlatego, każdemu rozdziałowi muszę poświęcić czas, czasem i tak, nie zauważam błędów, ale staram się.

Kolejny rozdział się pisze. Mam nadzieję, że szybko go skończę. trzymajcie kciuki.

Dziękuję za każdy komentarz, to miłe, że nawet po tak długiej nieobecności ktoś ze mną został. Dziękuję wam. Jesteście moim światłem we mgle. Jeśli mam być szczera, dawno zakończyłabym tego bloga, gdyby nie czytelnicy. Jesteście moim motorem do działania.

Jak już wcześniej pisałam, jeśli zawieszę, lub skończę z tym opowiadaniem, na pewno się tego dowiecie, tym czasem. Czekajcie i bądźcie cierpliwi.

Kocham was!
Mam nadzieję, że ktokolwiek to jeszcze czyta. Miałam już zawieszać, lub usunąć bloga, ale nie miałam serca, żeby to zrobić. Wena w końcu wróciła, na jak długo nie mam pojęcia. Mam nadzieję, że na jak najdłużej. Przepraszam.


                Elsa patrzyła na szczupłą dziewczynkę, to nie powinno być tak trudne, jak myśleli, że będzie, ale zawsze trzeba zachowywać czujność.  Zima w tym kraju była czymś, czego oczekiwały tylko dzieci. Dorośli z niechęcią przemierzali śliskie chodniki i zasłaniali nosy wełnianymi szalami. Czapki naciągnięte prawie na oczy ograniczały im widok. Nikt nie zauważał piękna i finezji powoli spadających płatków. Nikogo to nie obchodziło. Tylko tą małą, całkiem śliczną dziewczynkę. Jej krótkie złoto rude włosy poruszały się na delikatnym wietrze, a oczy wpatrywały się z zamyśleniem w dal. Wyglądała na uroczą dziewczynkę, rozsiewała wokół siebie pewien czar, który sprawiał, że nie dało się nie zawiesić na niej spojrzenia nawet na chwilę. Mimo, to stała sama z boku. Dzieci bawiły się, śmiały, całkowicie ignorując jedną ze swoich koleżanek, która opierała się o drewniane drzwi. Cała zarumieniona od mrozu i braku ruchu, a jednak zadowolona. Elsa podejrzewała, że jej gruby granatowy płaszcz stanowi dostateczną ochronę. Wylądowała delikatnie koło dziewczynki, nie chcąc jej przestraszyć. Elsa miała nadzieję, że tym razem wszystko obędzie się bez szczególnych kłopotów. Dziewczynka nie zwróciła na nią najmniejszej uwagi, a blondynka nie chciała wydać się zbyt nachalną, dlatego czekała. Minęła naprawdę długa chwila, a Elsa nadal czuła się niewidzialna. Pomyślała z konsternacją o tym, że być może lista się pomyliła, że może Agata, którą ma na liście wcale nie ma żadnej umiejętności, że to pomyłka. Wewnętrznie czuła jednak, że to nie prawda. Dziewczynka była zasmucona, czuła tą aurę wokół niej. Pragnienie wyrwania się z zamyślenia i zabawy. Dziewczynka chciała być jak inni. Jaki mógłby być powód izolacji, jeśli nie magiczna moc. Do Elsy teraz dotarło, że prawdopodobnie będą musieli zmagać się nie tylko z mocą, ale również z latami odrzucenia, którego doświadczają jej przyszli podopieczni. Elsa pogrążyła się w swoich myślach tak bardzo, że nie zauważyła nawet, że wwierca się w nią niebieskie spojrzenie. Dziewczyna patrzyła się na nią z zamyśleniem i powagą nieodpowiednią dla dziecka.
-Kim jesteś? - Spytała lekkim, gawędziarskim tonem, jakby wcale nie rozmawiała właśnie z zupełnie obcą osoba. Elsa wzdrygnęła się mimowolnie z zaskoczenia, po chwili jednak na jej usta wpłynął delikatny uśmiech.
-Ciii...- Przycisnęła palec do ust nakazując dziecku milczenie. - Tylko ty mnie widzisz. Nie chcemy, żeby ktokolwiek uznał Cię za dziwną. - Uśmiechnęła się, to całe uśmiechanie zaczyna wchodzić w jej krew.
-Już i tak mnie za taką mają, gadanie do siebie niczego nie pogorszy. – Elsa już teraz wiedziała, że dziewczynka, należy do osób gadatliwych, ale też inteligentnych. - W sumie i tak rozmawiam często sama ze sobą, to miłe, że teraz przynajmniej ktoś mi odpowie, nawet jeśli tylko ja będę to słyszeć.
-O..kej. – Odparła Elsa nie spodziewając się takiej wylewności.
                Opowiedzenie małej całej historii nie zajęło długo, co było dziwne, dziewczynka nie przerywała jej, słuchała z uwagą i zdawałby się, wierzy jej w każde słowo. Dziewczynka oprowadziła panią lodu po okolicy, pokazała uroczy mały domek, w którym mieszkała z rodzicami.
-Pokażesz mi co potrafisz? - Spytała Elsa. Wtedy dziewczynka spuściła głowę.
-Nie… nie mogę. – Blondynka złączyła dłonie i zaczęła nerwowo wykręcać palce.
-Dlaczego? - Spytała zdziwiona Elsa.  
-Nie umiem tak na zawołanie. Czasem, kiedy jestem sama, próbuję, ale nie udaje mi się albo coś niszczę. To nie jest tak, że moja moc wymyka mi się spod kontroli. Ja po prostu prawie w ogóle jej nie ujawniam.
-Mało rzeczy cię denerwuje lub zasmuca, co? - Elsa myślała, że jest zupełnie odwrotnie, że dziewczynka jest otrącana przez rówieśników, ale teraz dotarło do niej, że dwunastolatka jest po prostu nieśmiała i jest typem samotnika.
-Wiem, że chce mi Pani zaproponować dołączenie do Pani szkoły, ale nie sądzę, że to dobry pomysł. Moi rodzice, bardzo mnie kochają, wiem, to, ale wiem, też, że nie zrozumieją. – Na Else spojrzała para smutnych niebieskich oczu. – A chciałabym, bo może moja moc jest mała, ale lubią tą część siebie i chciałabym ją rozwijać.
-Więc, powiedz to rodzicom. – Odparła po prostu Elsa. Wiedziała, że być może przywiezienie dziewczynki do szkoły wcale nie będzie takie łatwe.
-Eh… Co mi szkodzi spróbować.
                W ten sposób Elsa znalazła się w miłym dla oka salonie, gdzie na Agatę patrzyły z niedowierzaniem i lekką dawką humoru, dwie pary niebieskich oczu.
-Czekaj kochanie. – Powiedziała delikatnie i z uśmiechem. -Wiesz, że zrobiłabym, dla ciebie naprawdę dużo, ale słoneczko. Wysłanie cię na północ do szkoły, dlatego, że powiedziała Ci to kobieta, którą zobaczyć możesz tylko ty? -Spojrzała na męża szukając wsparcia.
-Nie i koniec. -Powiedział mężczyzna, ale spojrzał miękko na córkę. Dziewczyna spojrzała na Else zrezygnowanym wzrokiem.
-Pokaż im! – Krzyknęła nagle Elsa. – Pokaż im swoją moc.
-Ale ja nie umiem…
-Czego nie umiesz kochanie? - Spytała matka.
                Tym czasem Jack znajdował się we wcale nie lepszej sytuacji, może jedynie prostszej. Seth którego miał zaprosić do szkoły, okazał się na tyle sprytny, że teraz Jack stał bez swojej laski w ciemnej uliczce i panikował. Dzieciak był tu przed chwilą, ale też już nie było po nim, żadnego śladu.
-Słuchaj, no ty mały! - Krzyknął Jack!  Chłopak wniósł niewidzialność na całkiem nowy poziom. -Nie chcesz mnie wysłuchać, proszę cię bardzo, ale oddaj mój kij! W tej chwili! -Jack w odpowiedzi dostał, niezbyt męski jeszcze chichot, w co on się wpakował, następnym razem, będzie po prostu obserwował przyszłych uczniów. -Koniec tego. -Cierpliwość Jack’a też miała swoje granice. -Zapłacę Ci.
-Ile? -Przed nim pojawił się chłopak, może szesnastolatek, ale Jack w to wątpił, był szczupły, ale mięśnie odznaczały się pod białą bluzką. Czarne włosy związane w kitkę wymykały się spod kontroli tu i ówdzie. Szare oczy patrzyły pewnie i wtedy Jack zrobił coś co zaskoczyło nawet jego samego. Rzucił się na dzieciaka złapał swój kij i zasypał ich grubą warstwą śniegu. W ten sposób, że oboje nie mogli się poruszyć.
-Teraz, wysłuchasz mnie czy chcesz czy nie, a jeśli będziesz mi przerywał… cóż. Śniegu pojawi się więcej i to nie jest ostrzeżenie. -Jack streścił cały pomysł Elsy w kilku zdaniach, bo naprawdę czuł aurę kłopotów wokół chłopaka. Nie taką aurę jaka była przywiązana do niego, raczej w stylu, uważaj, bo twoje rzeczy nie są przy mnie bezpieczne, więc lepiej nawet nie podchodź.
-Barwna historyjka koleś, ale jak widzisz, umiem panować nad swoją mocą. -Chłopak zniknął sprzed oczu Jack’a, ale nadal tam był.
-No i okej, tyle chciałem wiedzieć. -Jack po prostu wyszedł ze śnieżnej zaspy wraz z swoim kijem i zaczął odchodzić. -Jeśli przez całe, życie chcesz być tym złym dziwakiem i nigdy nie znaleźć nikogo, kto cię zrozumie, spoko, zostań. -Jack wiedział, że to słaba linia obrony, bo chłopak był w wieku, w którym takie rzeczy jak stabilny dom, nie są najważniejsze. Wychodził już z uliczki, kiedy usłyszał za sobą.
-Czekaj! Musisz mnie stąd wyciągnąć. -No tak, o tym zapomniał. Wrócił do dzieciaka i stuknął kijem w śnieg, który zniknął.
-Ale poważnie, mógłbyś spróbować, najwyżej cię odstawię tutaj. Dokładnie w to miejsce.  Zastanów się jeszcze. Będę tutaj za trzy tygodnie.
                W tym czasie Elsa wychodziła z siebie.
-A jeśli zamrożę cały twój dom? -Rodzice dziewczynki, byli już poważnie zaniepokojeni, bo ignorowała ich, ale jednak cały czas mówiła, tylko, że oni nic z tego nie rozumieli.
-To zły pomysł. -Dziewczyna cały czas jednak, nie wierzyła, że jej rodziców da się przekonać. Spojrzała na mamę, która przecież zawszę ją rozumiała, ale teraz spoglądała na męża nie wiedząc co robić.
-A może pojadą z tobą? -Elsa złapała się za głowę, jak mogła nie pomyśleć o tym wcześniej. Spojrzała z nową nadzieją w niebieskie oczy dziewczynki i powiedziała- Powiedz rodzicom, że z trzy tygodnie przyjedzie powóz, który zabierze, całą waszą trójkę do szkoły o której im mówiłaś, nic nie zaszkodzi, jeśli pojadą i zobaczą to na własne oczy, jeśli nadal będą na nie nic nie zrobię. Elsie może się wydawało, ale zobaczyła iskierki nadziei w oczach Agaty.
                Umówili się z Jackiem w deszczowej Anglii. Oboje stanęli przed drzwiami do jednego ze szpitali dla osób chorych psychicznie.
-A myślałam, że moje poprzednie zadanie było trudne. -Powiedziała dziewczyna.
-Wyciągnięcie kogoś z tego miejsca będzie o wiele trudniejsze, niż pokonanie kieszonkowca.
-Ta…- Westchnęła Elsa. -Zaraz. Co?!
-Później Ci opowiem. -Złapał ją za dłoń i skierowali się do wejścia budynku.
                Znalezienie Lei Lindsey, nie było takie trudne. Miała osobny pokój w jednym ze skrzydeł budynku. Drzwi nie były zamknięte. Elsa otworzyła je niepewna czego może się spodziewać.
-Cześć Leia. -Powiedziała wchodząc do środka. Na prostym łóżku siedziała blondwłosa dziewczyna z rozbieganym niebieskookim spojrzeniem.
-Dzień Dobry. -Powiedziała skupiając na nich swój wzrok. Elsa zamknęła za sobą drzwi.
-Nazywam się Jack, a moja towarzyszka to Elsa. Chcieliśmy Ci zadać kilka pytań. Możemy? - Leia, tylko kiwnęła głową. Elsa podeszła do niej bliżej i spytała.
-Czy mogę spytać, dlaczego tu jesteś?
-Nie chciałam wychodzić do stołówki, bo inni nie lubią, kiedy wiem co myślę. -Odparła po prostu.
-Sądzę, że Elsie chodziło o to, dlaczego jesteś w tym zakładzie.
-To chyba oczywiste, ktoś kto czyta ludziom w myślach nie może być normalny. -Elsa spojrzała spanikowana na Jacka.
-Jeśli powiemy Ci, że nie jesteś wariatka pewnie nam nie uwierzysz co? -Spytał Jack. -Długo tu jesteś?
-Niezbyt, wcześniej próbowano mnie wyleczyć, ale, żadna metoda nie dawała skutku, więc razem z rodziną zdecydowaliśmy, że to będzie najlepsze wyjście.
-Niezbyt fajnie tutaj. -Zauważył Jack. Dziewczyna tylko wzruszyła ramionami. -Cały czas czytasz innym w myślach?
-Tylko jeśli chcę. -Odparła.
-Spójrz w mój umysł. -Powiedziała Elsa i dziewczyna spojrzała jej prosto w oczy. Władczyni lodu pouczyła ukłucie w swoim umyśle i słyszała lekkie brzęczenie, które najpewniej zazwyczaj zignorowałaby.
-Ludzie czują, kiedy czytam im w myślach. -Kobieta pokiwała głową i przywołała wszystkie te osoby z którymi już się spotkała, ją samą, wszystkich strażników, czarodziei, pegazy, wszystko co czyniło ten świat takim specjalnym.
-To nie może być prawda. –Odparła Leia.
-Ale jest i chcę ci to udowodnić. -Wtedy w oczach dziewczyny pojawiła się moc, chęć życia, już nie były rozbiegane i smutne, nabrały życia.
-Chcemy, żebyś nauczyła się, nie nienawidzić siebie i żebyś umiała korzystać z swoich umiejętności spokojnie. -Dziewczyna pokiwała w skupieniu głową.

-Chwilę może mi zając, wydostanie się stąd, ale sądzę, że moja rodzina, mnie posłucha. Mam parę haków, które mogę wykorzystać, gdyby nie chcieli współpracować. 


Przepraszam, notka pojawi się nie długo, ale na razie nie mam czasu :( Przepraszma.
Z całego serca, chcę wam życzyć Wesołych Świąt!!!! Rozdział pojawi się jakoś między świętami.









            Wstała zbyt podekscytowana by myśleć, zbyt roztargniona, by przygotować się do podróży. Skakał po pokoju nie do końca wiedząc co ma ze sobą zrobić, a czas leciał. Chciała wyruszyć jak najszybciej a skończyło się na tym, że oprócz ubrania się nie zrobiła nic. To było koszmarne, ale nawet nieczuła się winna. Myślami już była przy dzieciach, które pozna. To była zbyt przejmująca myśl, by zainteresować się czymkolwiek innym.
-Spokojnie, spokojnie.- Zaczęła powtarzać.- Tylko spokój nas uratuje. Co muszę zrobić?- Zamyśliła się na chwilę.- Eh, całą masę, rzeczy! Co zrobiłam?- Jej wzrok skierował się na kupkę ubrań, papierów, map i innych bliżej niezidentyfikowanych rzeczy leżących na jej łóżku.
-Puk, puk.- Usłyszała wesoły głos Jack'a i spojrzała na jego jaśniejące radością oblicze stojące w drzwiach jej sypialni.- Jeszcze nie gotowa, myślałem, że wstaniesz skoro świt i obudzisz mnie chcąc wyruszać natychmiast.- W tej chwili dostrzegł łóżko.- Wow! No naprawdę Elso, czy to kolejne twoje oblicze, które mi pokazujesz. Przyznaj się w tajemnicy jesteś bałaganiarą i nienawidzisz sprzątać tak bardzo jak ja!- Wskazał na nią oskarżycielsko palcem. Elsa poczuła jak jej serce zwalnia rytm, a myśli się przejaśniają. Wszystko będzie dobrze, bo będzie z nią Jack. Nie ma się co śpieszyć. Pośpiech to zły doradca. Uśmiech wpłynął na jej usta i powoli podeszła do białowłosego.
-Cześć.- Powiedziała tak cicho, że Jack z ledwością ją usłyszał. W jej oczach błyszczały opętańcze iskierki i chłopach w mig pojął, że są to iskierki szczęścia.- Pomożesz mi?- Spytała już głośniej i wskazała na wnętrze pokoju. - Kompletnie nie wiem co mam wziąć.
-Jasne o ile pozwolisz mi też wybrać dla ciebie bieliznę.- Posłał jej zawadiacki uśmiech.
-Jack!- Wykrzyknęła niby w złości, ale oczy zdradzały jej radość.- Skończ.
-Nigdy nie skończę!- Wykrzyknął obronnym tonem, a uśmiech nie schodził mu z twarzy.
-Mam nadzieję.- Szepnęła Elsa, jej słowa według jej zamiaru miały nie dolecieć do uszu Jack'a. Naprawdę dzień w którym Jack przestanie żartować i starać się wprawić ludzi w zakłopotanie, będzie ostatnim dniem istnienia ziemi.
-Tak ja też.- Odparł, dziewczyna zarumieniła się delikatnie i pozwoliła się pocałować, tym słodkim ustom, przeznaczonym tylko dla niej.
                Szli marszowym krokiem, trzymając się za ręce w stronę gabinetu Mikołaja.
-A więc jednak?- Spytał zachrypłym od zmartwienia głosem, kiedy tylko weszli do środka.- Dobrze więc, dam wam wszystko czego będziecie potrzebować i co oczywiście będę w stanie wam dać. Nie myślcie sobie wcale, że  North był przeciwny ich wyprawie, po prostu, nigdy jeszcze się nie zdarzyło w jego długim życiu coś podobnego. Martwił się co się stanie z Elsą i Jack'iem w momencie, kiedy zaczną ingerować w ludzkie życie. Wiedział, też, że bez jego pomocy mogą wpakować się w jeszcze większe kłopoty, głównie dla tego dał im listę z imionami dzieci do dwunastego roku życia.
-Czemu nie ma starszych dzieci?- Spytała zbita nagle z podium podekscytowania blondynka.
-Obawiam się, że w tedy jest już za późno. - Odparł Mikołaj, a Jack spochmurniał.
-Co to znaczy?- Spytała nic nie rozumiejąc Elsa.
-W tym wieku dzieci przestają wierzyć, są tylko pojedyncze przypadki gdzie trwa to dłużej.- Zrozumiała i zrobiło jej się przykro.- Wtedy też większość dzieci przestaje używać mocy.
-To straszne.- Wyszeptała i popatrzyła na ukochanego.
-Taka jest kolej rzeczy, tak było od zawsze, ale tak, to straszne.- Elsa przytuliła pocieszająco brodacza i uśmiechnęła się lekko, jej uśmiech nie dosięgnął zmartwionych oczu, ale i tak podniosła nieco Mikołaja na duchu. Blondynka dopiero teraz poczuła czas, który zaciskał powoli swoje niewidzialne dłonie na jej gardle.
-Nie mamy czasu do stracenia. Zaczniemy od najstarszych, z nimi będzie najtrudniej, bo pewnie nie są już tak ufni, jak reszta.
-Tak, ich bagaż doświadczeń może przytłoczyć.- Powiedział Mikołaj, ale tak na prawdę myślał o rzeczy całkowicie innej.- Mam nadzieję, że masz świadomość, iż chcesz się podjąć niesamowicie trudnego zadania, po za tym, czy przemyślałaś problemy natury logistycznej.
-Logistycznej?- Spytał lekko zdenerwowany Jack. Elsa zamyśliła się trochę.
-No tak, przecież nie mogę codziennie latać po całym świecie i uczyć dzieciaki panowania nad mocą, tak się nie da.- Blondynka spojrzała smutna na Jacka.- W ogóle nie wzięłam tego pod uwagę.
-Nie martw się na pewno coś wymyślimy.- Dodał pocieszająco Jack.- Czy nie ma możliwości, żeby zebrać ich w jednym miejscu, znaczy się tych, którym rodzice na to pozwolą? -Spytał North'a.
-Masz na myśli coś w rodzaju szkoły, musiało by być zapewnione miejsce do spania, posiłki, szereg opiekunek.- Elsa spojrzała na obu z nadzieją.- Sądzę, że nim wrócicie Yeti zdążą wybudować coś podobnego.
-Nawet nie wiem jak mam Ci dziękować.- Szepnęła Elsa a w jej oczach pojawiły się łzy wdzięczności.
-Nie ma o czym mówić, jak wiecie dzieci są dla mnie najważniejsze.- Mikołaj spojrzał na dwójkę swoich przyjaciół.- Nie wiemy jaki dzieci spotkasz, niektórzy mogą mieć w domu naprawdę trudną sytuację. Dlatego myślę, że miesiąc powinien nam wystarczyć na zbudowanie przynajmniej głównego budynku i jednego skrzydła pomieszczeń mieszkalnych. Jeśli jednak, sytuacja będzie na prawdę zła przysyłajcie proszę dzieci do mnie.
                Wyruszyli pół godziny później. Pierwsze dziecko na liście okazało się chłopcem o dźwięcznym imieniu Yuki. Chłopiec mieszkał na małej prowincji w samym sercu Japoni. To było spokojne miejsce, ale też odosobnione. Yuki okazał się niskim, jak na swój wiek, chorowitym chłopcem o typowo azjatyckiej urodzie. Zgodnie ze znaczeniem swojego imienia Yuki panował nad śniegiem. Mógł sprawić, że padał na małej powierzchni oraz tworzył małe, niestabilne konstrukcje, nic co dorównywałoby mocy Elsie, ale mimo wszystko okrzyknięto go mianem czarownika.  Nie ma wątpliwości, że dziecko umiało panować nad swoim darem, całe podwórze usiane było śnieżnymi, pięknymi ozdobami, którymi dziewczyna zachwycała się w duchu. Jego dom omijano szeroki łukiem, co niezmiernie zasmuciło Elsę. Dziecko, nie zdawało sobie jeszcze do końca sprawy ze swojej odmienności, głównie przez to, ze rodzice nie wypuszczali go z domu, a inne dzieci miały zakaz zabawy z nim. To miał być chrzest dla Elsy. To teraz miało okazać się, czy uda jej się, mimo tego, że jej nie widać porozumieć z dorosłymi ludźmi. Najpierw jednak chciała porozmawiać z samym chłopcem na osobności.
-Cześć.- Powiedziała, patrząc na dziecko otulone kocami, leżące w łóżku. Chłopiec był spocony, gorączka wręcz od niego biła.
-Kim jesteś?- Spytał patrząc na Elsę bez niepewności, czy strachu, raczej z typową dziecięcą ciekawością. Elsa opowiedziała kim jest, po co tu przyszła i objaśniła mu bardzo wyraźnie, że nie jest wyjątkiem.
-Przykro mi, Proszę Pani, ale raczej nie mogę opuścić mojego pokoju. Nie chodzi wcale o to, że nie chcę, ale jak widać mam słabe zdrowie.- Dziewczyna spojrzała uważnie na chłopca.
-Zupełnie nie rozumiem, dlaczego jesteś tak mocno po przykrywany. Przecież od razu widać, że to Ci szkodzi. Panujesz nad śniegiem, to nie znaczy, że musisz żyć w zimnie, ale tak dużo ciepła na pewno nie pomaga.- Elsa nie wiedziała skąd jej się to wzięło w głowie, ale miała dziwne przeczucie, że ma racje.
-Tak Pani Myśli?- Spytał, a blondynka uznała go za naprawdę miłego chłopca.
-Tak myślę.- Odparła.- Zrobimy tak, ja wrócę do ciebie za miesiąc w tym czasie wypróbujemy moją teorię. Kiedy będziesz sam, proszę siedź bez tych wszystkich okryć, jeśli Ci się poprawi, to na prawdę będę się cieszyła. Jeszcze jedno zanim popędzę do innych, pamiętaj, że wcale nie jesteś żadnym niebezpieczeństwem. Nie wolno Ci się bać samego siebie, to najważniejsze. Nie ważne co mówią inni. Zawszę Ci pomogę, jeśli zajdzie tak potrzeba...
                Kolejny przystanek mieli w Polsce, na liście, którą dostali od Mikołaja widniało zapisane lekką kursywą imię Eliza Wilk oraz jej adres, jak zresztą przy każdym imieniu i nazwisku. Eliza okazała się wysoką dziewczynką o niezwykle zielonych oczach i ogniście rudych włosach. Elsa i Jack zastali ją w ogrodzie, kiedy, co w przypadku dzieci nie jest dziwne, rozmawiała z kwiatami i drzewami. Nie zdążyli zrobić jednak nawet kroku na podwórku, kiedy w ich stronę poleciała ognista kula. Dziewczynka natychmiast pobiegła w stronę domu, gdzie w drzwiach stał wysoki, około dwudziestoletni chłopak, o równie rudych włosach i złotych oczach. Patrzył na nich z wykrzywioną z wściekłości twarzą.
-Idźcie stąd, jeśli wam życie miłe!- Krzyknął.- Nie dam wam jej znowu porwać!
-To pomyłka!- Krzyknęła Elsa i postąpiła naprzód.- Nazywam się Elsa a to jest Jack. Z całą pewnością naszym zamiarem nie jest porywanie nikogo. Jeździmy po świecie i tłumaczymy dzieciom z niezwykłym darem, jak mają poradzić sobie z jego ujarzmieniem. Planujemy otworzyć szkołę, dla nich.
-Akurat, tamten też tak mówił!- Krzyknął znów a w jego dłoniach pojawił się ogień.
-Jaki tamten?- Spytał Jack a jego wnętrze ogarnął niepokój. Elsa spojrzała niespokojnie na swojego chłopaka i pojęła co mu może chodzić po głowie.
-Och nie...- Szepnęła i spojrzała przepraszająco w stronę domku.- Naprawdę mi przykro, że Go poznaliście, jednak z całą radością mojego serca mogę powiedzieć wam, że nie musicie przejmować się już Mrokiem. Naprawdę, proszę uwierzcie nam. Dajcie nam chociaż pięć minut spokojnej rozmowy. Bardzo proszę.- Elsie bardzo zależało na tej rozmowie, szczególnie, że właśnie odkryli dorosłego człowieka obdarzonego mocą. Nadal ją miał i to uświadomiło im, że może być takich ludzi znacznie więcej.
                Kiedy już siedzieli w małym domku nieopodal lasu, Elsa odprężyła się trochę.
-Pięć minut.- Zastrzegł chłopak. Więc opowiedzieli im o wszystkim, w związku ze szczególnymi okolicznościami zapewnili też, że chłopak, który na imię miał Edmund, także może iść z nimi do szkoły. Co prawda będzie tam w charakterze opiekuna lub mentora, ale na pewno nauczy się też o sobie czegoś nowego. Tylko pod tym warunkiem chłopak zgodził się puścić siostrę, dokładnie za miesiąc w podróż na inny kontynent.
-Myślisz, że będzie ich więcej?- Spytała tego samego dnia wieczorem Elsa.
-Dorosłych?- Spytał Jack i nie czekając na odpowiedź powiedział.- Tak myślę, że na pewno.
-Chodziło mi o dzieci które Mrok chciał porwać.- Martwiła się tą nową trudnością napotkaną na swojej drodze.
-Damy radę, jesteśmy razem i nic nas nie powstrzyma.
-Cieszę się, że cie mam.- Powiedziała.
-Ja też.- Stali nad brzegiem morza i wpatrywali się w dal.
-Swoją drogą masz niezły refleks.- Skomentowała moment, kiedy Jack uchylił się przed kulą ognia.
-Za to przecież mnie Kochasz.
-Taaa, Kocham Cię.- Powiedziała sarkastycznym tonem ale w jej oczach można było zobaczyć miłość. Jack uśmiechnął się najszerzej jak umiał i złożył na jej ustach obrzydliwie mokry pocałunek.-Fuj.
-Chcesz jeszcze?- Spytał zawadiacko i zaczął obdarowywać mokrymi pocałunkami całą jej twarz. Wkrótce w powietrzu zaczął unosić się śmiech dwójki zakochanych, którzy choć na krótki moment oderwali się od swojej misji, by cieszyć się wspólnym szczęściem. Zupełnie tak jak dwójka zwykłych nastolatków szaleńczo w sobie zakochanych. Oboje chcieliby, żeby takich chwil było więcej, niż tych które do tej pory było im dane. Do końca dnia pozostali tylko oni, od jutra znów zaczną swoje poszukiwania.

Przepraszam za moją nieobecność. Nie zawieszam bloga, ale jestem w klasie maturalnej i na prawdę nie mam czasu. Spodziewajcie się rzadko nowych rozdziałów.
Sprawa druga, jak widać liczba "uczniów" szkoły, którą stworzy Elsa jest nieokreślona, więc z przyjemnością czekam na wasze sugestię. Proszę o kreatywność. Imię, Nazwisko, Moc, Miejsce gdzie Ela Ją/Go znajdzie i krótki opis historii Postaci i Charakteru, jeśli chcecie. :) Jeszcze raz przepraszam za brak znaku życia. 



Wiem, że zapewne będzie wiele błędów, ale cóż . Zapraszam do czytania.

                W drodze powrotnej Elsa zastawiała się jak wiele jest na świecie takich dzieci. Jak dużo z nich musi ukrywać swoją moc. Ile się jej boi tak jak ona? Do tej pory myślała, że jest jedyna. Później spotkała Laurę i jej siostrę. A teraz te dziewczynki. Nie chciała, żeby te małe były postawione w jej sytuacji, powstrzymywanie swojej mocy było najgorszą rzeczą jaką mogła zrobić. Postanowiła, że jeśli tylko potrafi im pomóc to zrobi to jak najlepiej będzie potrafiła. Może nie miała doświadczenia z dziećmi, nie umiała z nimi rozmawiać, ale przecież z Anna się dogadywała. Przynajmniej do czasu wypadku. Ale za to jej siostrzeniec ją uwielbia. Na pewno uda się jej im pomóc. Ale to dopiero jutro. Dzisiaj może podpytać trochę Jack'a, kiedy już wróci.
                Weszła do swojego pokoju, musiała zaplanować swoje działania. Z działania po omacku nie wyjdzie nic dobrego. Zaczęła cieszyć się jak dziecko, na samą myśl o tym spotkaniu. W końcu będzie robiła coś pożytecznego.  Musi znaleźć jakieś fajne miejsce, blisko jeziora. Wiedziała, że obecność wody może im pomóc. Nie wiedziała, co same dziewczyny sądzą o tym darze, ale miała nadzieję, że nie nienawidzą go tak jak ona. Szczera rozmowa na pewno im pomoże. Planowała spotkanie cały dzień. Wieczorem, kiedy zeszła na kolację była tak rozentuzjazmowana, że sama siebie nie poznawała. Przywitała się z ukochanym pocałunkiem i usiadła obok niego koło stołu.
                Wieczorem, kiedy chciała pójść już spać, ktoś zapukał do drzwi. Otworzyła je z uśmiechem witając Jack'a. Był zakłopotany.
-Mikołaj, ze mną rozmawiał.- Powiedział, jakby to miało wszystko wyjaśnić.- Uważa, że jak każdy strażnik, też powinienem, mieć własną siedzibę.- Spojrzał na nią niepewnym wzrokiem. Elsie zaczęło bić mocniej serce. W głowie pojawiła jej się absurdalna myśl, że chłopak chce ją zostawić. Przeraziła się. - W związku z tym...- Wziął głęboki oddech.- Chciałbym żebyś zamieszkała tam ze mną.- Spojrzał na nią z niemym błaganiem. Jej serce zaczęło mocniej bić. Ale jestem głupia pomyślała, a na jej usta wpłynął szeroki uśmiech.
-Oczywiście, że tak!- Wykrzyknęła radośnie a on odetchnął z ulgą. Sama z Jack'iem. Sam na sam. To było zaprzeczeniem całego jej dotychczasowego wychowania. Jej entuzjazm nieco osłabł, ale białowłosy tego nie zauważył. Cóż pomyślała, będzie musiała sama wziąć sprawy w własne ręce.
                Przez następne kilka dni widywała się z dziewczynami. Robiły niesamowite postępy, mimo, iż w jednym momencie mogły panować tylko nad małą ilością wody. Ich sprawa absorbowała całą jej uwagę, do domu wracała wykończona i niemal natychmiast zasypiała, nie zauważyła zatrwożonych spojrzeń Jack'a. Nie powiedziała mu o nich, bo jakoś nie było okazji.  Nie spędzali już każdej chwili razem, oboje mieli inne zajęcia i nawet jeśli na początku ta rozłąka nie była czymś wielki w końcu zaczęła im przeszkadzać. Wiedzieli, że się kochają, ale nie przewidzieli jak dezorientująca stanie się dla nich dłuższa rozłąka, szczególnie jeśli wiedzą, że nic im nie grozi. Elsa często zastanawiała się co robi Jack, kiedy nie mam jej przy niej. To było naprawdę miłe uczucie wiedzieć, że zawsze kiedy wracasz, ktoś z niecierpliwością na ciebie czeka, że cię kocha i za tobą tęskni.
                Tego wieczoru Elsa siedząc w swojej komnacie jeszcze raz myślała o tym ile jest dzieci takich jak ona, ile z nich ukrywa swoją moc i czy wszyscy z czasem stają się nieśmiertelni, czy ludzie w pewnym momencie przestają ich widzieć. Zastanawiała się czy ktokolwiek tłumaczy im jak się mają zachowywać, czy panują nad swoją mocą? To były pytania na które musiała dostać odpowiedź. Wstała i poszła porozmawiać z Jack'iem, on mógł jej pomóc. Upewnić ją, że to co ma zamiar zrobić jest słuszne, że pomoże a nie narobi jeszcze więcej bałaganu.
                Jack siedział zamyślony i nieco smutny wpatrując się w krajobraz za oknem. Wszystko się zmieniło. Elsa, jego ukochana Elsa oddaliła się od niego. Kochał ją całym sercem, ale denerwowało go to, że nie mogą teraz spędzać każdej chwili razem. Nie wiedział co ona robi jak jego nie ma i to go irytowało i to bardzo. Nie chciał być zazdrosny, wiedział, że to nie w porządku po tym co razem przeszli. Wiedział też, że sam musi pracować a raczej wykonywać swoje obowiązki, sprawiało mu to przyjemność, ale chciał być z Elsą cały czas a ona chyba nie cieszyła się tak bardzo jak on z psot i zabaw z dziećmi. Umiała się z nimi bawić, ale zawsze bała się, że któremuś z nich coś się stanie, to źle działało na jej humor. Nie wiedział co się dokładnie stało w dzieciństwie Elsy i Anny, ale musiało to być coś strasznego, skoro potem jego ukochana, aż tak bała się swojej mocy. Była jeszcze druga strona jej wycieczek z nim, pamiętał jak on się czuł kiedy ludzie w niego nie wierzyli. A w Elsę nikt nie wierzy, chociaż to ona panuje nad zimą i może ją stworzyć w każdym miejscu na tej planecie. Westchnął ponownie i spojrzał na księżyc.
-Co mam zrobić?- Spytał, chociaż i tak wiedział, że nie dostanie odpowiedzi a przynajmniej nie wprost. Wstał i miał udać się do ukochanej, brakowało mu jej bliskości, kiedy rozległo się pukanie do jego drzwi.- Proszę.- Powiedział myślami błądząc gdzieś daleko. Cały dzień był rozkojarzony i nawet nie czerpał tak wiele, ile zazwyczaj, przyjemności z zabawy z dziećmi.
-To ja.- Elsa uśmiechnęła się do niego promiennie, wyglądała na bardzo podekscytowaną. Jej uśmiech ocieplił jego serce i rozwiał jakiekolwiek ponure myśli. To była jego Elsa. Kochał ją.
-Kocham cię.- Powiedział co na chwilę ją zatrzymało, po chwili znów uśmiechnęła się, kiedy podeszła do niego, przytuliła się i pocałowała go w policzek.
-Ja ciebie też.- Nagle wyraz jej twarzy spoważniał.- Musimy porozmawiać.- Te słowa zazwyczaj nie znaczą niczego dobrego, dlatego Jack nie mógł nic poradzić na ssanie w żołądku. Spojrzał w oczy Elsie, ale nie wydawały się zdenerwowane. O dziwo Elsa naprawdę nie czuła zdenerwowania, wiedziała, że może ufać Jackowi i to się dla niej liczyło najbardziej.
-O co chodzi?- Spytał nadal w ciepłym uścisku blondynki.
-Spotkałam ostatnio dwie dziewczynki, tu niedaleko. One ummm...-  Zaczęła opowiadać.- Są niesamowite, zupełnie jak ja przed, wiesz czym. Mogę im pomóc. To dla mnie cudowne.- Była bardzo podekscytowana.- Zaczęłam się zastanawiać ile jest takich dzieci na świecie, takich jak ja czy one. Czy one tak jak ja znikną i nikt nie będzie ich widział. Czy ludzie muszą w nie uwierzyć. Nie rozumiem tego za bardzo, ale chciałabym im pomóc. Wiesz o co mi chodzi?- Spytała z roztargnieniem. Jack nie widział jeszcze Elsy tak czymś zaaferowanej. Nie mógł wtrącić nawet słówka, z taką pasją do niego mówiła. Kiwał jednak od czasu do czasu głową, żeby jej pokazać jak bardzo skupiony jest na tym co do niego mówi. W czasie swojej przemowy puściła go i zaczęła chodzić po pomieszczeniu. Jack uważnie ją obserwował, a kiedy skończyła postarał się od razu udzielić odpowiedzi.
- Nikt nie wie dlaczego tak się dzieje Elso, niektórzy po prostu zostają wybrani i stają się nieśmiertelni, każda z takich osób ma inne zadanie. Nie wiem czy wszyscy obdarzeni mocą z czasem, wiesz znikają, ale za to wiem kto może wiedzieć.- Blond włosa popatrzyła na niego lekko zdezorientowana. Jack dokładnie widział moment, kiedy zrozumiała o kogo mu chodzi.
-Czemu o nim nie pomyślałam. Jakby niebyło zna wszystkie dzieci.- Zamyśliła się chwilę. Jack podszedł i położył jej dłonie na biodrach, spojrzała na niego nadal z zamyśleniem w oczach.
-Cieszę się, że pomyślałaś o mnie. Cieszę się, że jestem pierwszą osobą jaka przychodzi Ci do głowy, kiedy nie wiesz co z czymś zrobić. To sprawia, że jestem szczęśliwy.- Elsa zarumieniła się lekko, ale sama była zadowolona z tego powodu. Podniosła lekko podbródek i pozwoliła się pocałować. Jack kochał takie momenty jak ten.
                Tego samego dnie poszli do Mikołaja.
-Zrozumcie.- Powiedział.- Nagradzam dzieci za dobre zachowanie a karze za złe. Nie mogę wtrącać się w ich życie. To tak nie działa. Jasne znam kilkadziesiąt dzieciaków z niezwykłą mocą, ale to nic w porównaniu do tego jaką ty masz Elso.- Westchnął lekko.- Zwykle to nieszkodliwe umiejętność, które z czasem po prostu znikają, a osoby te żyją jak zwykli normalni ludzie. W każdym bądź razie w moich wykazach nie ma ani jednego złego zachowania spowodowanego jakimiś nieziemskimi umiejętnościami.- Mikołaj spojrzał na Elsę i lekko zaniepokoił ją błysk w jej oku.- Nie możesz im wszystkim pomóc. Nie bez ingerowania w ich życie, jeśli nawet znalazłabyś rozwiązanie ich problemów, to musiałabyś porozmawiać z ich rodzicami a jak wiesz, dorośli nas nie widzą. Niestety taki są nasze ograniczenia. Nie obraź się, ale ciebie też nie widać.
-Nieprawda! - Krzyknęła Elsa, bo North w większości miał racje.- Dziewczynki mnie widzą!
-Tak to prawda i jak już mówiłem nie obraź się, ale nie mam pojęcia dlaczego Cię widzą.- Elsa westchnęła poirytowana.
-Ale mnie widzą! To musi coś znaczyć!- Nie widziała innej opcji. Jack siedział dziwnie cicho.
-Może widzą Cię, ponieważ właśnie mają te umiejętności.- Elsa do tej pory nie brała pod uwagę takiej możliwości, ale nie było ona taka zła. Spojrzała na Jack'a z miłością. Nie rozwiązywała ona wszystkich jej kłopotów, związanych z pomocą takim dzieciom, ale to był dobry początek.
-To można łatwo sprawdzić.- Odparła i spojrzała z wyczekiwaniem na Mikołaja. Chrząknęła lekko, kiedy cisza się przedłużała.
-Zrozumcie nie chcę żebyś się zawiodła.- Powiedział długobrody z niepewnością w oczach.
-Przestań! Trzeba im pomóc! Może się boją i niewiedzą co się z nimi dzieje, a ja jeszcze gorzej będę się czuła, kiedy wiem, że prawdopodobnie mogę im pomóc a nie zrobię tego.- Jej głos brzmiał błagalnie.- Proszę Cię jeśli mi się nie uda, wrócę i już więcej nie będę próbowała zmieniać świata, ale proszę Cię teraz, żebyś pozwolił mi chociaż spróbować, no bo co się może stać.- Mikołaj westchnął ciężko, ale musiał przyznać jej rację.
-Dobrze, ale Jack idzie z tobą.- Elsa zaśmiała się radośnie i rzuciła się na szyję Mikołajowi. Wszyscy, nawet ona sama była zaskoczona jej zachowaniem. W tym momencie jednak Elsę mało to obchodziło. Skoczyła później na Jack'a i pocałowała go mocno.- Proszę wasz jeszcze, żebyście się jeszcze przespali z tą myślą i wyruszyli dopiero jutro rano. Wypocznijcie i wyruszcie skoncentrowani na celu. Mam nadzieję, że szybko wrócicie.- Elsa zdawała się go nie słyszeć.
-Tak się cieszę!- Wykrzyknęła i wybiegła z pomieszczenia.
-Miej na nią oko.- Powiedział nadal lekko zmartwiony Mikołaj.- Nie chcę żeby się zawiodła.
-Przecież wiesz, że będę. Poza tym ona jest naprawdę silną kobietą i jeśli ktoś na tym świecie może pomóc tym dzieciakom to właśnie ona. Szczególnie, że wie jakie mogą być konsekwencje, jeśli nie zapanuje się w porę nad swoją mocą. - Jack kochał Elsę i troszczył się o nią. Jej pomysł uważał za znakomity i jeśli jego realizacje, będzie sprawiać, że jego ukochana będzie tak radosna i porywcza jak dzisiaj, to będzie się tylko cieszył. Miał nadzieję, że Elsa się nie zawiedzie, nie lubił kiedy się martwiła. W sumie kiedy teraz o tym myślał, to Elsa od zawsze była typem mentorki, kiedy chciała umiała się wyluzować, ale o wiele bardziej lubiła przekazywać swoją wiedze i pomagać innym. Kochał ją za to i miał nadzieję, że dziewczyna nigdy się nie zmieni. Uśmiechnął się pokrzepiająco do Mikołaja i wyszedł raźnym krokiem z pomieszczenia. Musiał się przygotować na wyprawę. W sumie tak naprawdę sam już się nie mógł jej doczekać, a to sprawiało, że był jeszcze bardziej podekscytowany. Wszedł z uśmiechem do swojej sypialni. Wyruszali dopiero jutro, ale postanowił się już spakować, coś czół, że Elsa obudzi go z samego rana.
                To było takie niesamowite. Niedawno zastanawiała się czy w ogóle może jakoś pomóc tym dzieciom, a teraz już szykowała się na wyprawę. Będzie musiała poprosić Olafa, żeby poszedł do bliźniaczek i wszystko im wyjaśnił i przeprosił w jej imieniu. Wskoczyła jak na skrzydłach do pokoju. W sumie to może napisać im list. Usiadła przy sekretarzyku i zaczęła pisać. To była krótka wiadomość, która miała wyjaśnić dziewczynkom wszystko. Miała nadzieję, że nie będą się o nią martwić. Przed pójściem spać zdążyła jeszcze dać list Olafowi z instrukcjami i spakować się. Myślała, że nie będzie mogła zasnąć. Kiedy jednak tylko przyłożyła głowę do poduszki zasnęła.