Dla Anny. (
Dziewczyny, która napisała dwusetny komentarz na moim blogu)
Z góry
zaznaczam, że historia opisana w tej notce, ma związek z całym opowiadaniem,
ale nie ma określonego czasu. Można ją nazwać wspomnieniem Elsy, ale nie ma
wpływu na inne wydarzenia. No może jakieś tam ma, bo na pewno będzie jeszcze
wspomniana, ale dużo wody upłynie nim o niej wspomnę. Zapraszam.
Ten ranek był dla mnie koszmarny. Na dworze
szalała burza, wszystko mnie irytowało. Nie miałam najmniejszej nawet ochoty
wstawać z łóżka, w sumie takie przespanie dnia albo nawet przeleżenie w łóżku
nie jest takim złym pomysłem? Pomyślałam, że każdy ma czasami zły dzień i nie
warto narażać innych na mój zły humor. Zdążyłam znowu zapaść w przyjemne
odrętwienie. Wiecie, taki stan między snem a jawą, jesteście świadomi, ale
jednocześnie czujecie się jak we śnie. Już powoli zapadłam w sen, kiedy z
letargu wyrwało mnie głośne otworzenie drzwi. Usiadłam patrząc zimnym wzrokiem
na białowłosego, który próbował zrobić minę niewiniątka. Podniosłam rękę, by
wskazać mu wyjście, naprawdę byłam nie w humorze, wolałam z nim nawet nie
rozmawiać. Chłopak zamknął powoli drzwi, cały czas stojąc do mnie przodem, już
chciałam otworzyć usta i w dość nieprzyjemny sposób go wyprosić, kiedy niemal
niesłyszalnie powiedział.
-Ciii, pragnę tylko Cię uszczęśliwić.- Moje
serce dziwnie drgnęło, nie miałam pojęcia, do czego to wszystko zmierza, nikt
nigdy tak do mnie nie mówił, ani takim tonem.- Dzisiaj jesteś cała moja, nie
ważne, czego chcą inni.- Z każdym słowem zbliżał się do mnie o krok, nie
wiedziałam, co powiedzieć. Nie był tą radosną wersją siebie, nie wiedziałam,
czy mam się zacząć bać, czy uśmiechnąć. Moje serce zabiło mocniej a w brzuchu
pojawił się dziwny skurcz. Jack uśmiechną się tym swoim seksownym uśmiechem, od
którego zawsze miękło mi kolana i powolnie wyciągnął zza pleców śliczny i
delikatny bukiet złożony z czerwonych róż. Byłam całkowicie zagubiona, ale
przyjęłam kwiaty. Pocałował mnie w policzek, nie zdążyłam się nawet zarumienić,
bo wyszedł ze słowami ”Czekam na dole”. Rozważałam pozostanie w łóżku, naprawdę
nie czułam się zbyt pewnie i nie podobało mi się to, ale ciekawość była
przeważającym uczuciem. Ubrałam swoją grubą niebieską sukienkę z złotymi
zdobieniami i czarna górą, przeczuwałam, że chłopak nie chce ze mną zostać w
domu Mikołaja. Z sercem bijącym w szalonym tempie zeszłam na dół. Jack czekał a
jakże. Nie spodziewałam się, że zrzuci swoją ulubioną bluzę i wygodne spodnie
na rzecz czarnego garnituru, z niebieską koszulą i czarnym krawatem. W ręce
trzymał swoją ośnieżoną laskę, wyglądał niesamowicie.
-Co… ty
planujesz?- Spytałam niepewnie a całą złość z poranka wyparła czysta ciekawość,
podekscytowanie i lekka niepewność. Uśmiechnęłam się widząc, że nadal nie ma na
sobie butów.
-Zobaczysz.-
Powiedział i ujął moja dłoń, odziana w rękawiczki. Nie byłam w stanie mu się
sprzeciwić, zupełnie jakby mnie w jakiś magiczny sposób zaczarował, ale wcale
nie czułam się z tym, źle.- To nie będzie Ci potrzebne.- Wyszeptał niemal do
mojego ucha i szybko je zdjął, nie zdążyłam się odezwać, bo wyciągnął mnie na
zewnątrz. Miałam dziwne przeczucie, że raczej nie odda mi mojego zabezpieczenia
przed sama sobą, więc nawet nie narzekałam. Spojrzałam najpierw na niego, a
później podążyłam za jego wzrokiem. Przed schodami stały stare sanie Mikołaja
zaprzęgnięte w renifery, zwierzęta patrzyła na nas a ja miałam wrażenie, że się
uśmiechały.
-Mikołaj Ci
je pożyczył?- Spytałam siadając w wnętrzu, chłopak uśmiechnął się szeroka i
złapał lejce.
-Nie.-
Odparł i skradł mi szybki pocałunek. Naprawdę nie rozumiałam jak on może się
zmieniać w radosnego niedojrzałego chłopca w mężczyznę, któremu nie mogę się
oprzeć. Zazwyczaj nie pozwoliłabym mu na takie traktowanie, ale odgonił mój zły
humor i przecież nikt nas nie widział, więc mogłam spokojnie po prostu
odpuścić. Chłopak nagle puścił lejce a widząc mój wystraszony wzrok uśmiechnął
się szeroko- Spokojnie wiedzą gdzie maja lecieć.
-Gdzie?-
Spytałam od razu patrząc, jak schyla się i wyciąga spod siedzenia mały koszyk.
-Zobaczysz.-
Uśmiechnął się i wyjął z koszyka kanapki. Spojrzałam na nie sceptycznie, daleko
było im do normalnych kanapek.- Sam je zrobiłem.- Powiedział z wyraźną dumą,
więc ugryzłam mały kenes i sama przed sobą musiałam przyznać, że były naprawdę
dobre.
- Od teraz
już zawsze robisz mi kanapki.- Spojrzał na mnie tak sentymentalnie.
-Zawsze.-
Powtórzył i o ile to możliwe stał się jeszcze bardziej radośnie. Jechaliśmy tak
długo rozmawiając o niczym konkretnym, lub obserwując krajobraz, który powoli
zmieniał się na coraz bardziej egzotyczny i słoneczny, przynajmniej ja
obserwowałam krajobraz, bo białowłosy patrzył się tylko na mnie i moją twarz,
czym wprawiał mnie w ciągłe zakłopotanie. Zwracałam mu uwagę kilka razy, ale on
zachowywał się tak jakby mnie nie słyszał zbyt wyraźnie, uśmiechał się tylko z
taką melancholią i rozmarzeniem, jakby, co najmniej cuda jakieś jego oczy
widziały. Schlebiało mi to bardzo, ale nie byłam przyzwyczajona by ktokolwiek
patrzył na mnie takim wzrokiem, by ktokolwiek patrzył na mnie tak otwarcie.
Odwracałam głowę, niemal natychmiast nie mogłam znieść tych jego oczu, bałam się,
co mogę w nich zobaczyć, bałam się, co on może zobaczyć w moich własnych.
Kiedy wysiedliśmy słońce stało wysoko na
niebie a chmury, które rano wprowadziły mnie w stan lekkiej depresji gdzieś zniknęły.
Jack złapał mnie delikatnie za rękę i prowadził po bajecznie kolorowym ogrodzie.
Wszędzie rosły zielone żywopłoty do kolan tworzące niby labirynt z korytarzy.
Gdzieniegdzie widać było czerwone i białe kwiaty, tak piękne, iż byłam pewna,
że oczy mi się świeciły na sam ich widok. Chciałam zapamiętać wszystko, nie
miałam pojęcia, kiedy może trafić się taka okazja.
-Znasz Francuzki?-
Spytał z ciekawością, cały czas na mnie patrząc.
-Tak.- Nasz
kraj pertraktował z Francję, sprowadzaliśmy z niej głównie stroje lub tkaniny,
znajomość tego języka znacznie pomogła mi w handlu. On uśmiechnął się jedynie i
zaprowadził mnie do pięknego zdobnego budynku. Weszliśmy do środka, nie miałam pojęcia,
co zastanę w środku.-Oh, teatr.- Westchnęłam mimowolnie, uwielbiałam to, kiedy
jeszcze byłam w królestwie, to nie znaczy wcale jednak, że często mogłam sobie
pozwolić na takie przyjemności. „Romeo i Julia” Widziałam to po raz pierwszy,
ale dużo o tej sztuce słyszałam. Białowłosy, co chwilę ściskał delikatnie mą
dłoń, całował w policzek, gorsząc siedzących w około nas ludzi, lub wyszeptując
cichutko wprost do mojego ucha zawstydzające słowa. Od zwyczajnego „Kocham Cię”,
od którego moje serce galopowało jak stado spłoszonych koni po „moja miłość
jest większa od tej Romea do Juli” w tej chwili nawet nie przeszkadzało mi, że
oglądam tragedię, bo, mimo iż damy wokoło miały łzy w oczach, lub cicho popłakiwały,
ja musiałam powstrzymywać się by na moje usta nie wpłynął ogromny uśmiech.
Chciałam odpowiedzieć, ale nie miałam w sobie tyle odwagi, nie wiedziałam nawet,
co chciałabym powiedzieć.
Świeże powietrze było zbawieniem, myślałam,
że od razu wrócimy, Jack miał jednak inne plany. Szliśmy przez ten piękny ogród
w nieco dzikszą jego część, gdzie przed wzrokiem wścibskich osób chronił nas
wysoki żywopłot. Znajdowała się tam mała polana ubarwiona kwiatami. Chłopak po raz
kolejny zaskoczył mnie szykując dla nas piknik. Nie zdążyliśmy tam dojść, bo
zatrzymałam go i zdążywszy jeszcze szepnąć ciche „dziękuję” złożyłam na jego
ustach delikatny pocałunek, trwający dłużej niż planowałam, ale nie miałam
najmniejszej ochoty się od niego oderwać.
Czerwone wino, wykwintne potrawy i swobodna,
ciekawa rozmowa. Jeśli kiedykolwiek zastanawiałam się, dlaczego właśnie on
zawładnął moim sercem, to w takich momentach dostawałam najcudowniejszą z
możliwych odpowiedzi. Po pikniku długo jeszcze leżeliśmy, on na kocu, ja na
jego piersi i wygrzewaliśmy się w promieniach słońca. Słyszałam bicie jego
serca, czułam każdy jego oddech i byłam szczęśliwa. Złączył nasze dłonie i zapragnęłam
by tak było już zawsze, czułam bezpieczeństwo. Powiedziałabym, że byłam tam
gdzie powinnam być, ale to nie byłaby prawda, ja po prostu byłam z Nim i z Nim
być powinnam, nieważne gdzie.
Nie zliczyłabym, nawet gdybym próbowała ile
razy rozśmieszył mnie w drodze powrotnej, już nie liczyły się dla mnie
krajobrazy, liczyła się tylko jego szczęśliwa twarz. Już nie czułam
zażenowania, bo wiedziałam, że oboje powinniśmy tak na siebie patrzeć, jakby
nie istniało nic oprócz nas. W każdy inny dzień moje uczucia niepokoiłyby mnie,
ale nie dzisiaj, bo, mimo, iż wstałam zła bez powodu, to dzisiejszy dzień nie
mógłby być lepszy. Pożegnał mnie przy pokoju pocałunkiem, prosząc jeszcze bym
ubrała coś swobodnego. Myślałam, że jego wszystkie pomysły się wyczerpały, nie
miałam wtedy jeszcze pojęcia jak bardzo się mylę. Zeszłam powoli do jadali,
chcąc zjeść jak zwykle z wszystkimi kolację, niepokoiła mnie jednak ta cisza i ciemność.
Poczułam strach. Weszłam ostrożnie do pomieszczenia jadalnego i zewsząd ogarnął
mnie hałas i cała paleta barw.
-Wszystkiego
najlepszego z okazji urodzin.- Wyszeptał Jack i pocałował mnie, nie zdążyłam
się nawet zakłopotać tym, że wszyscy na nas patrzą, bo oderwał się ode mnie i
wszyscy po kolei składali mi życzenia. Zebrali się wszyscy znajomi, to nie był
wykwinty bal, ale spotkanie w gronie najbliższych. Tańczyłam z nim przez cały
wieczór i nawet nie pomyślałam, że zaniedbuję gości. Dopiero później Anna
uzmysłowiła mi, że nikt nie miał mi tego za złe, bo pierwszy raz widzieli mnie
tak szczęśliwą.
Dopiero, kiedy białowłosy odprowadzał mnie
to pokoju, tym razem już bez żadnych niespodzianek, spostrzegłam, że przez cały
ten czas nie miałam na sobie tych rękawiczek. Nie martwiłam się, co przyniesie
jutro, chodź wiedziałam, że mój spokój nie będzie trwał wiecznie. Pod drzwiami
znów mnie pocałował a ja pozwoliłam na to.
-Chciałbym,
żebyś pozwalała mi się tak często całować już zawsze.- Uśmiechnęłam się i tuż
przed zaniknięciem drzwi powiedziałam.
WoW!!!Elsa chciałabym więc złożyć ci życzenia,a raczej gratulacje gratuluję ci tej mocy jest pięknym darem gratuluję ci siostry,ale przede wszystkim chłopaka.Życzę byście się kochali wiecznie hihi.
OdpowiedzUsuńDziękuję!
OdpowiedzUsuńNaprawdę świetne. Po Jacku takiego dżentelmeństwa bym się nie spodziewała, ale napisałaś to tak pięknie, jakby był taki od urodzenia. Szkoda też, że Elsa rzadko jest tak szczęśliwa. Miejmy nadzieję, iż Jack częściej będzie robił takie wypady.
Anna
Super :D
OdpowiedzUsuńŚliczne, bardzo mi się podoba. :> Ponawiam moje pytanie, dotyczące spisu blogów o Jelsie, który założyłam jakieś... 2 miesiące temu. Musiałaś przegapić tamten komentarz. Napiszesz dla mnie jakiś opis, bardzo proszę? W zakładce "Dodawanie", na tym spisie: http://jelsa-spis.blogspot.com/p/spis-blogow.html
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Dzięki bardzo. :) Czy dodasz - jeśli możesz - banner spisu do widgetu (zakładka "Zasady") lub, jeśli np. nie pasuje ci do ogólnego wyglądu bloga, chociaż dorzucisz link do listy obserwowanych? :D
UsuńSuper opowiadanie :3 przeczytałam wszystko wcjeden dzień ;) życze wenyyyyyyy~Kamcia
OdpowiedzUsuńPo prostu bomba !!!
OdpowiedzUsuńZaczęłam czytać wczoraj i od razu skończyłam. Nie mogę się doczekać kiedy będzie kolejny rozdział. Co godzinę zaglądam jak głupia i nie widzę nowego rozdziału. :C
Jeśli chodzi o błędy, to bez przesady, nie ma ich dużo. Każdy przecież je robi. Jedyne co nie podoba mi się w tym opowiadaniu jest to że jest tak strasznie uzależniające. Na przykład ja. przeczytałam pierwszy rozdział i już się zakochałam. Gdy to czytam czuje się, jakbym czytała książkę co najmniej na miarę ,,narni'' lub sagi ,,zmierzch''. według mnie akcja toczy się idealnie, bo nienawidzę czytać książek gdzie ciągle się coś ciągnie i nigdy nie ma końca. Po prostu ideał <3
~ Marysia :*
Ja to przeczytałam w godzinę jednego dnia :D
UsuńElsa, ty uważasz, że twoja moc jest niebezpieczna, ja jednak Ci i tak tej mocy zazdroszczę. >.< ZAZDRO! (FOCH!) =^.^= Kotełeczek w prezencie!
OdpowiedzUsuń